Podróż do Australii była baaaaardzo długa i niezwykle męcząca. Na szczęście, poza opóźnieniem samolotu z Doha do Perth, obeszło się bez większych przygód. Do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy z odległości jaka dzieli Polskę i Australię. Wiedzieliśmy, że jest daleko. Ale nie aż tak.
Linie lotnicze Qatar Airways, którymi mieliśmy ogromną przyjemność lecieć, są fantastyczne. Samoloty naprawdę piękne, komfortowe, obsługa bardzo miła i ładna i pyszne jedzenie :) Do woli mogliśmy częstować się alkoholem i napojami, z czego chętnie korzystaliśmy..
Lot z Warszawy do Doha, trwał 5 godzin. Dostaliśmy poduszki i kocyki. Troszkę pospaliśmy, reszta podróży upłynęła na graniu w Zumę Blitz:) Lotnisko w Doha zrobiło na nas piorunujące wrażenie. Gigantyczny obiekt, wchodzący w wody Zatoki Perskiej, to najpiękniejsze lotnisko na jakim do tej pory byliśmy. 9 godzin, które spędziliśmy tam czekając na lot do Perth, upłynęło w miarę szybko. Jednak zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Zjedliśmy niezastąpiony domowy chleb z kotletem :) oraz ostre kabanosy żeby zabić bakterie (jeden z pasażerów wystraszył nas, że możemy cierpieć na zatrucie, po tym jak umyliśmy zęby i wypłukaliśmy usta wodą z kranu na lotnisku).
Samolot, którym lecieliśmy do Perth był gigantyczny. Na szczęście nie było kompletu pasażerów więc mieliśmy naprawdę dużo miejsca dla siebie. Po zjedzeniu pysznego obiadu (o 3 w nocy :)) i wypiciu lampki wina padliśmy jak muchy. Założyliśmy opaski na oczy, do uszu włożyliśmy stopery, przykryliśmy się kocami i spaliśmy niemal 5 godzin. A później śniadanie, kawa, spacer po samolocie i oglądanie koncertów na wbudowanych w siedzenia "centrach rozrywki". Przy dźwiękach Coldplay wylądowaliśmy w Perth. Nie da się opisać uczucia, które towarzyszyło nam, gdy zobaczyliśmy pod sobą stały ląd. Łzy cisnęły się do oczu. Wreszcie Australia..!
Pamiętając urywki programu telewizyjnego o kontrolach na australijskich lotniskach pozbyliśmy się wszystkiego, co mogłoby przysporzyć nam kłopotów. Wyrzuciliśmy resztę jedzenia, przyznaliśmy się w formularzu do posiadania leków i z czystym sumieniem poszliśmy w kierunku urzędnika. Ten wbił nam pieczątkę z wizą do paszportu i tym sposobem uczynił nas najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem.
Następny lot do Sydney, liniami Virgin Airlines, był nieco mniej przyjemny od wcześniejszych. W ogromnym samolocie pełnym kolorowych ludzi było chłodno, a dla pasażerów nie było kocyków. Zjedliśmy tosty i ciasteczko, zamówiliśmy piwo żeby nieco podgrzać atmosferę, a później zasnęliśmy snem twardym jak kamień. Obudziliśmy się tuż przed lądowaniem.
Z lotniska odebrała nas Cecily, kobieta, u której mieszkamy. Dotarliśmy do naszego nowego, tymczasowego domu, wzięliśmy wymarzony prysznic i położyliśmy się do łóżka. Popołudniu pojechaliśmy do banku założyć konta i na zakupy, bo głód dawał się we znaki. I tutaj pierwszy szok- ceny! Czytaliśmy, że jest drogo, ale to co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Szukamy więc najtańszych sklepów, i póki co kupujemy produkty w najkorzystniejszych cenach. Mamy nadzieję, że jak już zaczniemy zarabiać w dolarach wszystko pójdzie łatwiej. Może pozwolimy sobie w centrum na gałkę loda za 5,5 AUD.
Urządzamy się pomalutku, uzupełniamy lodówkę, kupujemy naczynia i sztućce. Mamy nasz mały, przyjemny, choć nieco chłodny kąt.
Zachwycamy się wszystkim. Dziś wybraliśmy się do centrum, zobaczyć Sydney. Jest piękniej niż myśleliśmy. Pogoda jest cudowna, nieustannie świeci słońce, choć przy oceanie czuć delikatny chłód. Opera jak powiedział Damian "dupy nie urywa", ale za to widok na Harbour Bridge zapiera dech w piersiach. Wszędzie jest dużo egzotycznej zieleni, nawet trawa jest inna niż w Polsce. Papugi robią mnóstwo hałasu, nie ma węży, za to zdarzyło nam się kilka razy wejść w pajęczynę. Gęsia skórka przechodzi na samą myśl o pająku...
To nasze pierwsze wrażenia. Pomalutku odnajdujemy się w tutejszej rzeczywistości. Sydney jest ogromne, większe niż w naszych wyobrażeniach. Podoba nam się.
Damian w poniedziałek zaczyna szkołę, musi podszkolić język angielski, bo widać, że ma barierę. Natalia z pewnością rozezna temat pracy, z dobrym angielskim jest o wiele łatwiej.
Następny post, na pewno będzie bardziej konkretny. Póki co chaos w naszych głowach..!
Gorące pozdrowienia dla Was :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekamy na Wasze komentarze :) Dajcie znać, że czytacie!