poniedziałek, 1 grudnia 2014

Pierwszy dzień lata.

Dziś w Australii pierwszy dzień lata. Bardzo nas to cieszy, bo to oznacza, że pogoda może być tylko piękniejsza. Choć wydaje się, że już ładniej być nie może. Od ostatniego wpisu minęły dwa boskie weekendy niemal w całości spędzone na plaży. Jak już większość z Was zapewne wie z facebooka- niuńki najbardziej lubią plażowanie! Trzeba niestety bardzo uważać i wklepywać w ciało wysokie filtry, bo słońce jest naprawdę zdradliwe i nawet nasze odporne na oparzenia słoneczne skóry szybko się tutaj czerwienią.

W ostatnią sobotę byliśmy w dotychczas najpiękniejszym miejscu w Sydney- Palm Beach. To położona na północy miasta dzielnica (półwysep), z magicznymi plażami, kameralnymi knajpkami i obłędnym klimatem. Nie ma tam tłumów, nie ma wrzasku. Dla nas- raj na ziemi. Woda w oceanie była przejrzysta i nawet ciepła, szczególnie po zachodniej stronie półwyspu, więc skorzystaliśmy z jej uroków.
Spędziliśmy w Palm Beach cały dzień, zjedliśmy pyszny obiad w pełnym młodych ludzi barze przy plaży. Wracaliśmy do domu po zachodzie słońca. Będziemy tam wracać. Może nawet kiedyś pojedziemy tam na cały weekend oderwać się zupełnie od miejskiej rzeczywistości.























W niedzielę, dla urozmaicenia plażowych weekendów, wjechaliśmy na Sydney Eye Tower, najwyższy budynek w mieście. W porównaniu do innych drapaczy chmur na całym świecie, tutejszy może się schować, ale i tak widok był obłędny.




Staramy się jak najwięcej czerpać z wolnych dni, bo tydzień mamy intensywny. Oboje wychodzimy z domu wczesnym, a nawet bardzo wczesnym porankiem i oboje wracamy późnym wieczorem. Spotykamy się przy kromce chleba z pasztetem, kupionym w ALDI i australijskimi ogórkami przygotowanymi wg polskiej receptury. Później dwa łyki cydru jabłkowego, albo dla urozmaicenia- gruszkowego i trzy strony książki na dobicie. A potem...budzi nas dźwięk alarmu i każde z nas ma nadzieję, że to jeszcze nie jego telefon.

W połowie stycznia przeprowadzamy się bliżej centrum i bardzo blisko nowej pracy Natalii. Będziemy mieszkać w ładnym apartamencie, w malowniczej dzielnicy na północy Sydney. W mieszkaniu są dwa pokoje, jeden zajmuje 25-letnia Australijka ze swoim chłopakiem Włochem. Drugi będzie dla nas. Nie możemy się doczekać. Będzie bliżej do stacji i bliżej do miasta. Przede wszystkim znaleźliśmy fajnych ludzi, z którymi chętnie wypijemy lampkę wina w ciepły wieczór. 
Zaraz po powrocie z Tasmanii spakujemy cały nasz dobytek, który tym razem na pewno nie zmieści się w dwóch niebieskich walizkach. To będzie kolejny etap naszej australijskiej przygody. 

Natalia jest bardzo zadowolona z pracy. Dziewczynki są obłędne. Do zjedzenia. Szczególnie ta 2,5 letnia. Czasami ciężko się powstrzymać przed tuleniem i całowaniem. Godziny pracy mijają bardzo szybko, a do kieszeni wpada trochę dolarów. Na dodatek rodzice dziewczynek są oboje lekarzami, a dziadkowie agentami migracyjnymi. Trafiliśmy na fajnych ludzi.

Pomalutku domy zaczynają wyglądać jak w amerykańskich filmach o Bożym Narodzeniu. Miliony światełek, bombek i innych głupot pojawia się na ulicach. Niektórzy mają już nawet w salonach choinki. Sydney też już świętuje. W zeszły czwartek miasto zamieniło się w krainę Świętego Mikołaja. Jest dużo choinek (nawet jedna z klocków Lego), specjalne świetlne animacje na budynkach, a w centrum co wieczór chór śpiewa kolędy. Wszystko piękne..tylko nie ma klimatu świąt!



My dostaliśmy już pierwsze zaproszenie na Christmas Party. 21 grudnia w SPA, w którym Natalia pracuje, będziemy pielęgnować nasze ciała na koszt szefa. Cała załoga wspólnie spędzi miłe popołudnie na zabiegach, przy drinku i pysznym jedzeniu. Nie możemy się doczekać. 

A w piątek, 5 grudnia, idziemy do kina zobaczyć nowy film Jerzego Stuhra. Podobno gniot, ale chcemy się przekonać osobiście. I na dodatek spotkamy się z Maciejem i Jerzym po seansie. Przyjechali do Sydney promować film, a my takiej okazji nie mogliśmy przegapić, zwłaszcza, że zawsze podobało nam się, to co robili. Kino będzie pełne Polaków, wszystkie bilety zostały już wykupione. Na forum Polaków w Sydney toczy się wojna młodej i starej emigracji. Ci, którzy przyjechali tu wiele lat temu zarzucają Stuhrom, po ich ostatnim wywiadzie w Newsweeku, brak szacunku dla Polski i inne tego typu tematy. Nas to nie dotyczy. Idziemy zobaczyć się z fajnymi ludźmi i spędzić kolejny świetny wieczór. 

To by było na tyle. Na koniec zdjęcie tego, co Australijczycy lubią najbardziej. Japonki w maszynie. Świat stanął na głowie. 




I jeszcze kilka obrazków sprzed dwóch tygodni, z plaży w Manly.








Dziękujemy za komentarze! Przynoszą nam ogromną radość :)

Życzymy Wam miłego tygodnia i "do zobaczenia" w tej wirtualnej przestrzeni !



5 komentarzy:

  1. Laaaaato wroc do Nas....pliz! :) Dobrej nocy Kangurki i dzieki za kolejne czytadlo! :) Sis

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieciaki chca taka choinke i mikolaja z Lego;) Gabi

    OdpowiedzUsuń
  3. W Polsce niestety już bardzo zimno,dajcie Nam trochę Waszego ciepła!:)
    Zdjęcia piękne czekamy na dalsze relacje.

    OdpowiedzUsuń
  4. A na Woli jest super smutno i szaro - 4 C i wiatr do 30 km/h co potęguje zimno i wydaje sie że jest - 10C smieci fruwają wszędzie , atmosfery zbliżających sie świąt nie czuć, może za parę dni coś sie zaswieci na kolorowo w witrynach sklepowych ale póki co to kicha. Ze zdjęć wynika że to Sydnej i jego okolice to piękny kawałek ziemi.Całusy!!!!
    Staruszki!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Stuhrowie nie są fajnymi ludźmi :/

    OdpowiedzUsuń

Czekamy na Wasze komentarze :) Dajcie znać, że czytacie!