Miniony tydzień był dla nas bardzo pracowity. Oboje spędzaliśmy dni poza domem. Spotykaliśmy się wieczorem przy kromce chleba z pasztetem i pomidorem i zielonej herbacie. A później, jak to kiedyś się mówiło: kąpiel, pacierz i do spania.
W weekend baaaaardzo odpoczęliśmy. O wiele łatwiej chodzi się do pracy w tygodniu, kiedy ma się świadomość, że nadchodzący weekend na pewno będzie słoneczny i kiedy zwyczajnie jest wiele rzeczy do zrobienia. Świetne jest to, że niedaleko od domu jest wiele plaży, że co niedzielę możemy opalać się w innej scenerii.
Sobotni poranek to tutaj czas zakupów. My też wybraliśmy się na miasto żeby uzupełnić zapasy lodówki. Byliśmy w polskim sklepie, który znajduje się niecałe 5 minut od naszej stacji pociągu. Wreszcie mamy pyszny żółty serek, prawdziwą szynkę, która smakuje szynką, a nie wyłącznie solą, najprawdziwszy chleb graham (wprawdzie cena zabójcza bo 7$, ale co zrobić jak dobry?), przyprawy Prymatu, paprykarz!, białą kiełbaskę, chałwę i inne dobroci.
Wierzcie nam, że niedzielne kanapki, które jedliśmy na śniadanie w życiu tak dobrze nie smakowały. A biała kiełbasa z grilla na plaży....brak słów!
W sobotę popołudniu Natalia miała rozmowę o pracę. Udało się i od 24 listopada będzie nianią dwóch dziewczynek: 2,5 letniej i 4,5 letniej. Warunki świetne, dzieci słodkie, godzin całkiem sporo. Drugi miesiąc w Sydney zaczął się doskonale :)
Wieczorem pospacerowaliśmy po bardzo bogatej dzielnicy miasta, z pięknymi widokami na Harbour Bridge, Operę i całe centrum Sydney. Później chwila w Lunaparku, fajerwerki w porcie i najlepsza na świecie pizza. Pewnie znowu przespacerowaliśmy kilkanaście kilometrów, co czuć jak kładziemy się do łóżek..
W niedzielę pojechaliśmy na plażę Coogie Beach (czyt. Kudżi Bicz :):)). Tam spotkaliśmy się ze szkolnymi znajomymi Damiana, zrobiliśmy grilla i przegadaliśmy całe popołudnie. Na plażach w Sydney często można znaleźć elektryczne grille. Każdy przynosi sobie pyszności i folię aluminiową i czeka w kolejce do barbecue. Świetna sprawa.
Wróciliśmy do domu późnym wieczorem i od poniedziałku wpadliśmy w cotygodniowy wir..
Natalia zapisała się na siłownię, bo to bardzo tani temat, a czasami trzeba się trochę rozerwać. Za nią już pierwsza ZUMBA. Sama nie wiedziała, że ma w sobie takie pokłady energii. Doskonałe zajęcie na popołudnie, o ile akurat w tym dniu nie ma pracy.
A dziś, we wtorek, w związku z tym, że oboje nie pracowaliśmy, poszliśmy na siłownię razem, bo Natalia w ramach swojego karnetu zawsze może przyprowadzić ze sobą jedną osobę. Damian podszkolił Natalię co nieco w temacie maszyn i ciężarów i zaczynamy systematycznie dbać o swoje ciała. Wprawdzie czasu jest na to niewiele, ale zawsze chwila się znajdzie. Tym bardziej, że motywuje karnet i wydane na niego pieniądze. Cieszymy się, że jest tani, bo to raptem 12$ tygodniowo, ale gdyby był droższy to mobilizacja mogłaby być jeszcze większa.
Zatem po mocnych postanowieniach o pracy nad ciałem i ciężkim treningu na siłowni, w ramach dobrej diety zjedliśmy po misce makaronu z boczkiem w sosie śmietanowym, i wzrokiem tęskniącym za rozumem zerkamy w stronę łóżka. Damian nie ma wyjścia- musi iść do szkoły, ale Natalia na pewno skorzysta z uroków przewietrzonej pościeli.
Od trzech dni Damian planuje intensywnie nasze styczniowe wakacje. Dziwnie to brzmi, bo oboje czujemy się tutaj jak na wakacjach, ale przecież ciężko pracujemy więc należy się nam odpoczynek. Zdecydowaliśmy się na Tasmanię. Chętnie polecielibyśmy na jakąś ciepłą wyspę, a Tasmania niestety do takich nie należy. Ale stwierdziliśmy, oby słusznie, że przecież tutaj w Sydney mamy cieplutko, a będzie jeszcze cieplej, więc możemy zrezygnować z Bali czy Fiji i poczuć trochę sielskiego, tasmańskiego klimatu. Tym bardziej, że opinie o Bali trochę nas do tej wyspy zniechęciły. Zatem Tasmania. Polecimy na 8 dni, wynajmiemy samochód i objedziemy niewielką Tasmanię, która podobno jest niewiarygodnie piękna. Już nam się buzie śmieją..!!
W najbliższy weekend, jeśli dopisze pogoda, wybierzemy się do Morisset. Znajduje się tam rezerwat przyrody i podobno można zobaczyć mnóstwo kangurów. Wprawdzie są dzikie, bo żyją na wolności, ale słyszeliśmy, że chętnie pozują do zdjęć. Na pewno się nimi z Wami podzielimy.
To tyle z relacji. Jeśli macie jakieś pytania, coś was ciekawi, to dajcie znać w komentarzach. Będziemy mieli pomysł na następny post, bo mamy wrażenie, że te nasze opowieści są mało ekscytujące.
Nie chcielibyśmy żeby blog miał charakter informacyjny i zawierał wpisy o wizach, szkołach i tak dalej. Ale jeśli jest taka potrzeba to na pewno chętnie udzielimy informacji tym, których to interesuje :)
Zamieszczamy kilka zdjęć. Nacieszcie oko nami i miastem. Znajdzie się też coś dla miłośników ładnych samochodów...
Na zdjęciu poniżej piękne, kwitnące drzewa Jakaranda zapowiadające nadchodzące Boże Narodzenie. "When the bloom of the Jackaranda tree is here, Christmas time is near"- to tekst australijskiej, światęcznej piosenki..:)
Jeśli chodzi o samochody, to są tutaj głównie nowe auta. Rzadko widać samochód starszy niż 10 lat. Stare to najczęściej po prostu te zabytkowe, których wartość też jest ogromna.. :)
Na Woli diabłów tasmańskich nie brakuje przeważnie nocami wychodzą przed bloki i wyją jak opętani, my mamy Tasmanie na miejscu. U nas przy takich elektrycznych grilach pewnie by sie bili w kolejce kto był pierwszy usługa była by droga i grila musieli by pilnować 24 h.
OdpowiedzUsuńtata Jacek
Święta prawda tatko..!!!!! A tutaj kultura, czyściutko, nikt się nie bije, każdy jeszcze skorzysta z okazji i pogada przy grillu. Inny świat, nie oszukujmy się!
UsuńNatalia,a co z Twoją pracą w SPA i jako kelnerka?
OdpowiedzUsuńA kto pisze? Bo nie wiem, czy mogę szczerze odpowiadać...
UsuńCzytam i ciągle nie mogę się doczekać kolejnych wpisów.... Naprawdę podziwia was bardzo i nawet przez myśl mi przeszła emigracja ale ja raczej nie mam szans... U nas też dzień mija za dniem dziś tj 11.11.2014 była cudowna pogoda byliśmy na żarze było cudownie siostra seby robiła nam zdjęcia... Choć nie ma u nas grill... Powodzenia kochani z całego serca wam życzymy tj Magda kuzynka Sebastian i Michaś :-) całuje mocno
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) cudowne macie zdjęcia na facebooku..widać, że dogadzasz Sebastianowi! buziaki dla Waszej trójeczki:)
UsuńCzytamy, czytamy i nie możemy doczekać się kolejnych wpisów oraz przede wszystkim zdjęć :) Wasz blog zaciekawił nawet ludzi z którymi w życiu nie mieliście styczności :P Pozdrowienia z nudnej i szarej Woli :)
OdpowiedzUsuńdziękujemy! będziemy starali się dostarczać Wam jak najwięcej zdjęć w takim razie..cieszymy się, że jesteście tu z nami..dzięki temu czujemy się trochę bliżej domu..:)
Usuń