Po powrocie z Polski, gdzie spędziliśmy wspaniały czas z rodziną i znajomymi, przez parę dni ciężko nam było odnaleźć się w australijskiej rzeczywistości. Wprawdzie szybko wróciliśmy do trybu praca-szkoła, ale puste mieszkanie i cisza przy popołudniowej kawie nie sprzyjały dobremu samopoczuciu. Dawała się we znaki tęsknota, przez głowę przeszła nawet myśl o powrocie do kraju (albo bliskich okolic). Dłuższa chwila zastanowienia i głupie pomysły o przeprowadzce do Polski szybko uciekały z głów. Przy życiu trzymała nas (albo tylko Natalię?) świadomość, że za dwa tygodnie przylecą rodzice i znów będzie nam raźniej. I było. Nie wyobrażacie sobie nawet, jak było fajnie!!! Została po nich ogromna pustka, czuliśmy się osieroceni, pozostawieni na pastwę okrutnego losu.
Spędziliśmy z rodzicami cudowne 5 tygodni. Mnóstwo zwiedzania, tony wrażeń i godziny śmiechu po pachy. Pokonaliśmy miliony kilometrów na nogach i samochodem. Po każdym następnym weekendzie spędzonym razem wszyscy byliśmy maksymalnie zmęczeni. Ale nikt nie odbierze nam wspólnych, bezcennych chwil.
Po wyjeździe rodziców wróciliśmy do naszej dawnej rutyny. Przyszła jesień, poranki i wieczory są już nieco chłodniejsze, dzień coraz krótszy. Damian początkiem kwietnia będzie zdawał egzamin IELTS, sprawdzający jego znajomość języka angielskiego. Musi uzyskać dobry wynik żeby w sierpniu zacząć studia magisterskie i wejść na właściwą drogę do uzyskania statusu rezydenta. Uczy się pilnie. Natalia zazdrości mu motywacji, bo sama jest bardzo leniwa i uważa, że czytanie romansideł w języku angielskim wystarczy żeby poprawić poziom.
Dostaliśmy propozycję poprowadzenia naszej sprawy wizowej zupełnie za darmo, chyba z tego skorzystamy, bo byłaby to znaczna ulga dla naszego domowego budżetu, tym bardziej, że koszt studiów to równowartość pięknego, dużego mieszkania w Polsce. Codziennie zadajemy sobie pytanie: czy warto?
Natalia od marca zaczęła nową pracę. Pomiędzy wszystkimi innymi, które do tej pory wykonywała, pracuje w przychodni medycznej jako sekretarka (albo pomoc sekretarki?). Dużo przed nią nauki, ale zawsze to dodatkowa umiejętność i większe szanse na dobrą przyszłość. Niestety, z każdą kolejną godziną spędzoną w biurze, Natalia dochodzi do wniosku, że praca w czterech ścianach, przy komputerze i sztucznym świetlne, nie jest dla niej. Bolą plecy, bolą oczy i niewiele się dzieje. Nie ma to jak być nianią.
Za miesiąc będziemy świętować drugą rocznicę ślubu. W zeszłym roku postanowiliśmy, że każdą rocznicę postaramy się spędzić w innym miejscu na ziemi. Wtedy pojechaliśmy na Rafę Koralową, w tym roku planujemy coś jeszcze bardziej egzotycznego. Mamy nadzieję, że się uda. Nie możemy narzekać na ilość atrakcji jakie oferuje nam Sydney, ale czasami naprawdę mamy potrzebę oderwać się od tutejszej rzeczywistości i stęsknić za domem.
U nas drugi dzień długiego weekendu. W Australii już Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy. Dlatego byczymy się na całego, śpimy do bólu pleców i chodzimy w piżamach do 12. Trochę nam szkoda, że nie ma tutaj znanych nam tradycji związanych ze swiętami. Wszystko kręci się wokół czekolady i szukania jajek w ogródkach. Nas to nie bawi. Niestety trochę musimy się dostosować. Nie święciliśmy dziś pokarmów, ba, nawet nie mamy koszyka. Zamiast do kościoła pojechaliśmy na plażę i korzystaliśmy z uroków ciepłego oceanu. Było bosko. Ale jutro rano pójdziemy na mszę, a później zjemy wielkanocne śniadanie. Mamy nawet pisanki, bo Natalii udało się dopaść rosyjskie farbki w warzywniaku. W poniedziałek kościoły są tutaj pozamykane, a co, wszystkim należy się odpoczynek. Nie będziemy płakać z tego powodu..
Wesołych Świąt kochani!
Wrócimy tu niebawem z najnowszymi wieściami i wynikiem Damianowego egzaminu. Trzymajcie kciuki!
Pozdrawiamy Was gorąco :)
Za miesiąc będziemy świętować drugą rocznicę ślubu. W zeszłym roku postanowiliśmy, że każdą rocznicę postaramy się spędzić w innym miejscu na ziemi. Wtedy pojechaliśmy na Rafę Koralową, w tym roku planujemy coś jeszcze bardziej egzotycznego. Mamy nadzieję, że się uda. Nie możemy narzekać na ilość atrakcji jakie oferuje nam Sydney, ale czasami naprawdę mamy potrzebę oderwać się od tutejszej rzeczywistości i stęsknić za domem.
U nas drugi dzień długiego weekendu. W Australii już Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy. Dlatego byczymy się na całego, śpimy do bólu pleców i chodzimy w piżamach do 12. Trochę nam szkoda, że nie ma tutaj znanych nam tradycji związanych ze swiętami. Wszystko kręci się wokół czekolady i szukania jajek w ogródkach. Nas to nie bawi. Niestety trochę musimy się dostosować. Nie święciliśmy dziś pokarmów, ba, nawet nie mamy koszyka. Zamiast do kościoła pojechaliśmy na plażę i korzystaliśmy z uroków ciepłego oceanu. Było bosko. Ale jutro rano pójdziemy na mszę, a później zjemy wielkanocne śniadanie. Mamy nawet pisanki, bo Natalii udało się dopaść rosyjskie farbki w warzywniaku. W poniedziałek kościoły są tutaj pozamykane, a co, wszystkim należy się odpoczynek. Nie będziemy płakać z tego powodu..
Wesołych Świąt kochani!
Wrócimy tu niebawem z najnowszymi wieściami i wynikiem Damianowego egzaminu. Trzymajcie kciuki!
Pozdrawiamy Was gorąco :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekamy na Wasze komentarze :) Dajcie znać, że czytacie!