niedziela, 8 marca 2015

Życie na pełnych obrotach..!

Połowa marca za chwilę, czas ucieka nieubłaganie, i ciągle go brakuje. U nas bardzo intensywny okres. Dużo pracujemy, dużo plażujemy. Sporo czasu poświęcamy na planowanie naszej przyszłości w Australii. Za miesiąc będziemy przedłużać naszą wizę. Spodobało nam się tutaj i zamierzamy tu jeszcze chwilę pomieszkać, Narazie zdobywamy informacje i jak już będziemy wiedzieli, co robić, to na pewno przeczytacie o tym na blogu.

W lutym przylecieli do nas goście. A właściwie gościówy. Dziewczyny przywiozły nam trochę polskiego domu. Było ptasie mleczko, prince polo, mnóstwo przypraw i innych fajnych rzeczy. Mamusia posłała ubrania i ręczniczki. Miłe uczucie, bo te rzeczy miały zapach mieszkania na Słonecznej.
Z dziewczynami spędziliśmy bardzo miły tydzień i przyjemny weekend. Byliśmy w cudownym Zoo, bawiliśmy się jak dzieci i przy najbliższej okazji na pewno tam wrócimy. W poprzedni poniedziałek nasze gościówy odjechały na północ od Sydney. My dołączymy do nich w czwartek :) Lecimy na 4-dniowe wakacje, musimy podkręcić opaleniznę przed nadchodzącą zimą. Mamy nadzieję, że będzie bosko!

Damian za trzy tygodnie oficjalnie kończy szkołę. Trzeba będzie go ubrać w czarne spodnie i białą koszulę i zaprowadzić na akademię, A później szybciutko wskoczy w robocze ubrania i zupełnie legalnie będzie pracował 40 godzin w tygodniu. Teraz Natalia zamierza podnieść swoje kwalifikacje, co jest niestety bardzo kosztowne, ale o tym wkrótce.

Wczoraj, w Sydney odbyła się parada z okazji święta Mardi Gras. To tak zwane ostatki, nieco tu w Australii opóźnione, ale czemu się dziwić, skoro jesteśmy na końcu świata. Mardi Gras w Sydney to święto homoseksualistów i transseksualistów. Absolutnie fantastyczne wydarzenie. Karnawał, golizna, piękne panie i przystojni panowie. Parada z okazji Chińskiego Nowego Roku, na której byliśmy początkiem lutego, może się schować. Niestety z braku czasu nie zgraliśmy jeszcze zdjęć, ale w następnym poście na pewno zobaczycie kilka ujęć.

A poza tym- za chwilę stuknie nam pół roku w Australii. Wierzyć się nie chce. Z dnia na dzień czujemy się tu coraz bardziej "u siebie". Z dnia na dzień coraz bardziej brakuje nam polskiego domu. To uczucie będzie nam towarzyszyć już zawsze. Takie uroki życia na emigracji. Ale dajemy sobie doskonale radę. Nadal mało się widujemy, a w wolnym czasie drzemy koty. Niezmiennie bardzo się kochamy i w trudnych chwilach cieszymy się, że mamy siebie. Na smutki wypijamy butelkę taniego wina kupionego w Aldi i od razu nam raźniej.
W nowym mieszkaniu jest wspaniale. Czujemy się jak cywilizowani ludzie, żyjemy blisko centrum, okolica jest przyjemna, współlokatorzy niemal idealni. Wszystko dopisuje.
1 marca rozpoczęła się tutaj jesień, ale temperatury wciąż wysokie. Jest nawet cieplej niż latem i buzie nam się śmieją na samą myśl o kolejnym weekendzie na plaży,

To by było na tyle. Obiecujemy więcej atrakcji w następnym poście. Wybaczcie oszczędność w słowach, ale u nas już późno, a jutro ulubiony przez wszystkich poniedziałek. Zerknijcie na zdjęcia i czekajcie cierpliwie na kolejny wpis. Na pewno będziemy już wiedzieć, co z naszą przyszłością w kraju kangurów.

Pozdrawiamy z upalnego Sydney!

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekamy na Wasze komentarze :) Dajcie znać, że czytacie!