piątek, 18 grudnia 2015

Niuńki w Polsce!

Po wyczerpującym i pełnym wrażeń roku w Australii, wróciliśmy do Polski. Na szczęście tylko na chwilę. Wspaniale jest być w domu, wśród znajomych twarzy i ukochanych osób. Niestety, aura jest potworna. Dziś, po raz pierwszy od naszego przyjazdu, zaświeciło słońce. Odzwyczailiśmy się od tego. W Sydney mamy dużo więcej słońca, a niebo, nawet gdy zachmurzone, nie jest takie białe i smutne.

Przemieszczamy się od stołu do stołu, zajadamy pysznościami. Mamy próbują nam dogodzić gotując nasze ulubione potrawy, tata przynosi precle na śniadanie i obiera owoce na podwieczorek. Zaczyna nam się nudzić, brakuje zajęcia. Chyba odespaliśmy już nasze zmęczenie, jesteśmy wypoczęci, bardzo nam tego brakowało. Dobrze, że idą święta. Będzie robota, sprzątanie, może trochę pomożemy w kuchni.

Minęły już niemal dwa tygodnie od naszego przylotu do Polski. Cała podróż trwała 48 godzin i dała nam w kość. Długie loty, dużo czekania na lotniskach. Daleko ta Australia, bardzo daleko. Na szczęście bez żadnych przygód dotarliśmy do domu. Zdążyliśmy już być w pięknym Rzymie. I chwała Bogu, że się tam wybraliśmy, bo naładowaliśmy baterie błękitem nieba i słońcem. Zwiedziliśmy wszystko, co było do zwiedzenia, pomodliliśmy się z papieżem na Aniele Pańskim w niedzielę i w poniedziałek wróciliśmy do domu. Brakuje nam w Australii tego europejskiego ducha, historii, zabytków. Ale nie będziemy narzekać, bo plaże i palmy bardzo nas cieszą.

















Jesteśmy szczęśliwi, że święta spędzimy w domu. W zeszłym roku było smutno, w tym będzie pięknie. Żałujemy jedynie, że nie ma zimy, śniegu. Byłoby o wiele ładniej. 

Do zobaczenia na blogu w przyszłym roku! Życzymy Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Zapraszamy do Australii :)

P.S. A dla zainteresowanych (wiemy, że tacy tu z nami są)- tak, postanowiliśmy zawalczyć o australijskie obywatelstwo. Przed nami długa i kosztowna droga, ale całym sercem wierzymy, że nam się uda!




czwartek, 17 września 2015

Wiosenne porządki u niuńków.

Wiosenny, wieczorny deszcz. Chwila ochłodzenia po kilku upalnych dniach. Wreszcie jest czas na to, żeby po długiej przerwie wrócić z najnowszymi wiadomościami z krainy kangurów.
Nieustannie jesteśmy bardzo zapracowani, Damian dodatkowo całe popołudnia spędza w szkole. Wraca o 22:30 i mamy dla siebie około 45 minut, podczas których dosłownie nie możemy się nagadać. 

Od ostatniego wpisu zdążyliśmy być w Alpach Australijskich- a dokładnie w Górach Śnieżnych, około 6 godzin jazdy samochodem z Sydney. Stęskniliśmy się za śniegiem i postanowiliśmy wybrać się na weekend w miejsce, gdzie go nie brakuje. Mróz dał nam zdrowo popalić, odzwyczailiśmy się w Sydney od takich niskich temperatur. Było wspaniale, kurorty narciarskie pozytywnie nas zaskoczyły, wyszaleliśmy się na deskach za wszystkie czasy. W drodze powrotnej zwiedziliśmy Canberrę, stolicę Australii. Skromne miasto, pośrodku niczego, bardzo uporządkowane i spokojne. Byli, widzieli, więcej nie wrócą. 

















W weekendy nie spoczywamy na laurach. Wykorzystaliśmy słoneczną i ciepłą zimę w 100%. Przeszliśmy i przejechaliśmy na rowerach mnóstwo kilometrów. Odkrywaliśmy nowe miejsca, a teraz szykujemy listę punktów do zobaczenia z rodzicami Natalii, którzy w styczniu przylatują do nas aż na 6 tygodni..juhuuuuu!!!




W poprzednim poście wspominaliśmy o trudnościach z podjęciem decyzji dotyczącej naszego być albo nie być w Australii. Wreszcie po tygodniach przemyśleń i burzliwych dyskusji stwierdziliśmy, że chyba nigdzie nie będzie nam tak dobrze jak tutaj. Australia była naszym marzeniem od kilku lat, zawsze mówiliśmy, że jeśli uda się wylecieć z Polski, to już nie wrócimy. Nie poddamy się łatwo. Wiemy, że będzie nam ciężko, musimy poświęcić naszym planom wiele czasu i mnóstwo pieniędzy. Mamy nadzieję, że podjęliśmy dobrą decyzję i wierzymy, że nasz upór doprowadzi nas do wymarzonego celu. 

Za tydzień wyprowadzamy się z dotychczasowego mieszkania. Musieliśmy zwolnić pokój dla przyjaciół naszych współlokatorów. Początkowo byliśmy bardzo rozgoryczeni, choć od jakiegoś czasu myśleliśmy o znalezieniu innego miejsca. A że niuńki w czepkach urodzone (urodzeni?), znaleźliśmy nieopodal przytulne, dwupokojowe mieszkanie, póki co tylko dla nas. Mamy trochę dość życia w komunie, dzielenia kuchni i łazienki. Drugi pokój w naszym "nowym" mieszkaniu zawsze przyda się dla gości, a w razie kryzysu finansowego możemy go wynająć i zaoszczędzić trochę na czynszu. Z niecierpliwością czekamy na przeprowadzkę choć wszystkie formalności spędzają nam sen z powiek. Musimy się urządzić, kupić wszystko począwszy od sztućców skończywszy na łóżkach. Na szczęście mamy wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy chętnie służą pomocą.

7 grudnia lecimy do Polski. Radość ogromna tym bardziej, że będziemy w domu aż 5 tygodni. Na samą myśl o podróży mamy motyle w brzuchach. Damian już od kilku tygodni jedną nogą stoi w Pokusie.  
Do czasu wylotu chcemy mieć już konkretny plan na nasze następne miesiące, lata w Australii. Chcemy wkroczyć w nowy rok z gotowym rozkładem jazdy. Liczymy na to, że wyjazd do Polski utwierdzi nas w przekonaniu, że nasze miejsce na ziemi jest na południowej półkuli. Bierzemy pod uwagę tez drugą opcję i może być tak, że do Sydney wrócimy tylko pozbierać manatki.


I to tyle wiadomości. Trzeba przygotować się na ostatni dzień pracy i zaplanować weekend. Choć prognozy pokazują deszcz więc nie będzie ekscytująco..


Całujemy Was!








czwartek, 6 sierpnia 2015

10 miesięcy za nami!

Dawno nas tu nie było. Trochę brakuje czasu na wirtualne życie. W pośpiechu przeglądamy facebooka i sprawdzamy skrzynkę mailową, najczęściej korzystamy z telefonów, a komputer włączamy, gdy jesteśmy umówieni na Skypie. 

Nieuchronnie zbliża się moment podjęcia decyzji, co do naszego być albo nie być w Australii. Dużo myślimy, jeszcze więcej rozmawiamy. I coraz mniej wiemy. Z fazy ekscytacji, w której wydawało nam się, że możemy przenosić góry, weszliśmy w fazę załamania. Okazuje się, że jedyną sensowną możliwością na przedłużenie pobytu w Australii byłoby pójście jednego z nas na studia. Jesteśmy rozczarowani, bo nasze polskie dyplomy nie mają tu absolutnie żadnego znaczenia, wypadałoby się przekwalifikować. Zadajemy sobie pytanie: czy warto? Studia to ogromny wydatek, kierunki które bierzemy pod uwagę są drogie. Dwa lata studiów nauczycielskich to koszt 60 tysięcy dolarów, 3 lata pielęgniarstwa- minimum 71 tysięcy. Jest to osiągalne  
 i po dwóch czy trzech latach wiza tymczasowego pobytu, a później rezydencka, byłaby już tylko formalnością. Problem jest jeden- czy na pewno chcemy tu być? Czy warto wydawać tyle pieniędzy, a po dwóch latach zdecydować, że chcemy wracać? 
Do domu daleko i trochę doskwiera nam samotność. Ciężko tu o przyjaźnie, choć musimy przyznać, że specjalnie o nie nie zabiegamy. Brakuje nam czasu dla siebie, dlatego każdą wolną chwilę chcemy spędzić razem. Niczego, poza rodziną i polskimi przyjaciółmi, nam nie brakuje. Lubimy to miejsce, bardzo! Radzimy sobie lepiej niż się spodziewaliśmy, komfort finansowy jest ważny, ale czy najważniejszy?
Damian mówi, że nie możemy przeciągać decyzji w nieskończoność. Natalia z jednej strony bardzo tęskni, a z drugiej nie chce zaczynać znów wszystkiego od nowa w innym miejscu. A może jeszcze chwilę tu zostać, odłożyć ciut więcej pieniędzy, zwiedzać i czekać z nadzieją na to, że życie samo przyniesie rozwiązanie? 

Pocieszające jest to, że na pewno zostaniemy w Sydney do lipca przyszłego roku. Nieustannie zwiedzamy i odkrywamy nowe miejsca. Zima ciągle nas rozpieszcza, poprzedniej niedzieli temperatura sięgała 26 stopni. Plaża w Manly była wypełniona po brzegi, znaleźli się nawet chętni na kąpiele w oceanie. Śmiało można było rozebrać się do stroju i wygrzewać na ręczniku.  

Ludzie w Australii coraz bardziej nas zaskakują. Podczas, gdy my ubrani jesteśmy w ciepłe bluzy, a na nogach mamy pełne buty (bo przecież jest zima), Australijczycy uparcie chodzą w japonkach i krótkich spodenkach. Zimno szczególnie nie przeszkadza dzieciom. Dziewczynki zamiast rajstop, do spódniczki noszą skarpetki, zaś ich mamy mają na sobie zimowe płaszcze i rękawiczki. 
Wieczorem w supermarkecie spotykamy dzieci w piżamach, szlafrokach i pantoflach. Do sklepu monopolowego tutejsi najczęściej przychodzą boso lub w ciepłych kapciach. Trochę dżungla, ale nam to bardzo odpowiada. Wsiowi jesteśmy, najwidoczniej tak żyje się w dużym mieście. Wszyscy są uśmiechnięci i pomocni. Słyszeliśmy opinie, że ta uprzejmość jest sztuczna. Dla nas to mało istotne, lepiej się żyje wśród uśmiechniętych twarzy. 

Damian za tydzień zaczyna krótkie szkolne wakacje. Wreszcie będziemy mogli wypić wspólną popołudniową kawę na mleku i snuć plany na dalszą przyszłość. Na tą bliższą też. Na pewno pod uwagę bierzemy grudniową podróż do Nowej Zelandii. To nasze marzenie, następne w kolejce "do spełnienia". Jeśli jednak zdecydujemy się zostać w Australii dłużej, to w grudniu polecimy do Polski, a Nową Zelandię odłożymy na później. 

Byłoby tego pisania. Czas przygotować prowiant do pracy na jutrzejszy dzień i przy lampce wina poczuć klimat zbliżającego się weekendu. Tym razem chyba całkowicie wolnego więc radość podwójna! 

Całujemy:)



















poniedziałek, 22 czerwca 2015

Zimo, zimo, pokaż rogi!


Za nami już niemal miesiąc zimy. I musimy przyznać, że lubimy taką zimę. Temperatury na zewnątrz są bardzo przyjemne, jest słonecznie.
Najbardziej marzniemy w domu. Nie ma tu ogrzewania, okna owszem są, ale jakby ich nie było. Poza tym wszędzie jest bardzo wilgotno. Rano ścieramy wodę z parapetów, ręczniki nie schną i mało przyjemne jest wyjście spod prysznica. Czasami wydaje nam się, że na zewnątrz mrozi, bo w domu stopy kostnieją i nosy zimne. Ubieramy się jak bałwany, wychodzimy "na pole", i przeżywamy szok termiczny, bo zazwyczaj jest tam cieplej niż u nas w pokoju.
Ale jeszcze tylko dwa miesiące i wszystko wróci do normy.

Nie osiadamy na laurach. Obiecywaliśmy sobie, że zimą poświęcimy więcej czasu na zwiedzanie miasta i okolic. Latem szkoda nam było plażowania, i woleliśmy każdą chwilę spędzić nad oceanem,
Sporo pracujemy, bo chcemy odłożyć trochę pieniędzy na realizowanie nowych marzeń, ale nie zapominamy o przyjemnościach.
Na przełomie maja i czerwca, w Sydney odbywa się VIVID FESTIVAL- festiwal świateł, muzyki i sztuki. To dobry pomysł na przyciągnięcie do miasta turystów poza sezonem. Nie będziemy się tutaj rozpisywać- zerknijcie na zdjęcia. Jakość nie najlepsza, ale jesteśmy na dorobku i dobry aparat jest na naszej liście zakupów,












 Niedawno byliśmy w pobliskich Górach Błękitnych. Piękne miejsce, przypomina Wielki Kanion, dla odmiany porośnięty drzewami. Spędziliśmy tam kilka słonecznych godzin, w otoczeniu Azjatów w klapkach i spodniach na kantkę,
Szlaki prowadzą pod wodospadami, można zmoknąć i zmarznąć, a na górę warto wyjechać najbardziej stromą kolejką górską na świecie. Niezapomniane doświadczenie.


















W zeszłą niedzielę popłynęliśmy na wyspę Cockatoo. W XIX wieku była więzieniem, później siedzibą szkoły dla dziewcząt i zakładu poprawczego. W pierwszej połowie XX wieku przekształcono ją w wielki zakład przemysłowy i miejsce budowy statków, Dzisiaj jest centrum kulturalnym, odbywają się tam koncerty i festiwale, można wynająć namiot i zostać tam na kilka nocy.




Nasza kolejna większa australijska wyprawa szykuje się już w sierpniu. Wybieramy się ze znajomymi na snowboard w rejony Góry Kosciuszko. Po drodze zahaczymy o stolicę, bo podobno jest piękniejsza zimą. Nie możemy się doczekać!

I to już wszystko na dziś. Nadal jesteśmy szczęśliwi, zamierzamy tu jednak trochę zostać, ale coraz częściej myślimy o powrocie do Europy. Dlatego będziemy czerpać z naszej podróży jak najwięcej, kto wie, gdzie zacumujemy za rok, może dwa..

Pozdrawiamy!